Twój STYL: W drzwiach gabinetu minęłam się z pana pacjentką. Zadbana, atrakcyjna. Kobiety przychodzą do pana częściej niż mężczyźni?
Zbigniew Lew-Starowicz: Faktycznie, stanowią ponad połowę moich pacjentów. Jestem przekonany, że przychodziłyby jeszcze częściej, gdyby leczenie u seksuologa było bezpłatne. Przez pół wieku pracowałem w przychodni w centrum Warszawy i wtedy panie z okolicznych biurowców do mnie wpadały przy okazji, bo mogły, wizyta nic nie kosztowała. Na 100 kobiet tylko 20 zupełnie nie potrzebuje pomocy seksuologa. I to się nie zmieniło od kilku dekad. Pozostałe albo nie mają orgazmu, albo odczuwają ból przy stosunku, nie chcą się kochać, nie mają takiej potrzeby. Lista zaburzeń jest długa.
TS:Nie wiedziałam, że tak wiele Polek potrzebuje pomocy seksuologa!
ZLS: Rzeczywiście, sporo. Te kobiety powinny się leczyć. Ale często nie przychodzą wcale. Jest nas, seksuologów, w kraju pewnie ze dwustu, jedynie część przyjmuje w publicznych przychodniach. A gdy kobieta ma zapłacić 200 zł za wizytę, zaczyna myśleć: może lepiej kupić buty dla dziecka, bilety do teatru. I rezygnuje.
TS:Nowoczesna Polka nie uważa, że orgazm po prostu jej się należy?
ZLS: Rzadko. Dla wielu kobiet orgazm jest ważny, bez niego nie czują się spełnione nie tylko jako kochanki, ale jako kobiety. Ale niektóre Polki nie myślą w tych kategoriach o swoim orgazmie, libido, czy nawet komforcie podczas stosunku. Jeśli seks nie daje rozkoszy, albo nawet sprawia ból, często decydują, że przeczekają. Nie ma orgazmu? Nic się nie da z tym zrobić. Boli? Poboli i przestanie. Tak podchodzi wiele z nich. Mimo, że – jak wynika z moich najnowszych badań – erotyka spełnia w życiu Polek coraz ważniejszą rolę. Maleje grupa tych, które uważają, że seks jest zbędny. Zmieniła się więc świadomość. Kobiety chcą więcej, lepiej – w sypialni także.
TS:Wszystkie? Zaskoczyło mnie w Seksualności kobiet. Raport 2016, że 30-latki i 60-latki równie często uprawiają seks. Pierwsze robią to rzadziej niż kiedyś czy drugie częściej?
ZLS: Dzisiejsze 30-latki nie mają czasu na seks. Wracają późno z pracy, a tu tyle rozrywek: imprezy, Internet! Seks jakoś przy nich blednie. A w weekend: studia podyplomowe, zajęcia z dziećmi, sport. Nie ma kiedy się kochać. Co innego 60-latka: przeszła menopauzę, ciąża jej nie grozi. W pracy już nie musi się tak wykazywać albo jest na emeryturze. Aktywna, zadbana, wysportowana. Dzieci odchowane. Odkrywa w sobie apetyt na życie, na wszystkie jego przyjemności.
TS:Dopiero teraz?
ZLS: Lepiej późno niż później! Zauważam ciekawe zjawisko: 60-latki budzą się z długiego snu. Ich młodość przypadła na czas kryzysu. Lata 80. w Polsce to była szarość, beznadzieja, nawet seks był siermiężny. Brakowało wiedzy, świadomości seksualnej. Młode kobiety nie miały takich możliwości jak dzisiaj. Nic dziwnego, że teraz chcą z nich korzystać. Pragną doświadczyć rozkoszy, uniesień, których wcześniej były pozbawione. Z jakiegoś jednak powodu partnerzy tych kobiet, rówieśnicy, nadal śpią. Pacjentki się skarżą, że nie mają z kim przeżywać drugiej młodości. Część znajduje sobie kochanka. To tym łatwiejsze, że wzrosła społeczna akceptacja skoku w bok: celebryci ciągle zmieniają partnerów, to jest wzorem dla innych. Zdrada jest też dziś łatwiejsza: można zacząć romans jednym SMS-em i tak też umawiać się na spotkania. Kiedyś to było bardziej skomplikowane, ryzyko wpadki było ogromne.
TS:Mam rozumieć, że dla starszych kobiet zdrada to tylko sposób zaspokojenia potrzeb seksualnych? Nie ma w tym uczucia?
ZLS: „Mam ciacho”, mówi o swoim młodszym towarzyszu znajoma 60-latka. Nie kocha go, nie chce zostawić męża i związać się z „ciachem”. Umie rozdzielać seks i uczucia. Jednak dla innych jej rówieśnic zdrada nie wchodzi w grę. Rezygnacja z przyjemności też nie. Wybierają miłość solo. Dwukrotnie częściej niż 30 lat temu. Tu nastąpiła największa zmiana: ponad połowa Polek dzisiaj otwarcie przyznaje się do masturbacji. Częściej robią to same i częściej mówią o tym badaczom, już się nie wstydzą.
TS: Wybieramy masturbację tylko dlatego, że partner ma mniejsze potrzeby seksualne?
ZLS: Nie tylko. Wśród rosnącej grupy kobiet, które przyznają się do masturbacji, jest dużo singielek. Wiele kobiet rezygnuje ze stałego związku albo wchodzi w niego późno. A orgazm, rozładowanie napięcia seksualnego są im potrzebne. Polki mają doświadczenie, już wiedzą, że tego chcą. Nie mają oporów same zadbać o swoją rozkosz. Dla nich masturbacja jest tematem neutralnym. Tyle się o niej pisze, że mało która kobieta wiąże ją w myślach z „winą” czy „grzechem”.
TS: Może mężczyźni przestają nam być potrzebni?
ZLS: Jak w Seksmisji Juliusza Machulskiego? Tam kobiety tęskniły za mężczyznami, choć ich nie znały. Aż tak nowoczesne Polki nie są, na szczęście dla nich jednak seks to nie tylko rozkosz, ale także relacja z kimś. Nawet w trakcie masturbacji fantazjują o partnerze, prawdziwym czy wymyślonym. Znam kobiety, które samodzielnie się zaspokajają, czasem z wykorzystaniem gadżetów erotycznych, a oprócz tego są w związku, na przykład białym. Albo takim, w którym partner, kochanek, nie jest „dostarczycielem” orgazmu. Jest seks, przyjemny, bo to bliskość z lubianym i podziwianym mężczyzną. A potem, po stosunku, ona wychodzi do łazienki i doprowadza się do ekstazy. Bo tak jest szybciej i jej zdaniem lepiej. Mężczyzna najczęściej nie ma o tym pojęcia: że partnerka wyszła, żeby sprawić samej sobie rozkosz.
TS: Czyli Polki w łóżku nie zawsze dostają to, czego pragną. Z jakimi sprawami zwracają się do pana kobiety w różnym wieku?
ZLS: Te najmłodsze głównie narzekają na problemy w związku. Mają określone oczekiwania, są asertywne i pewne siebie, w pracy często zajmują kierownicze stanowiska. W sypialni nie chcą z tej roli rezygnować. Zaczyna się więc walka o władzę już na samym początku romantycznej relacji. Kto decyduje, jak często się kochamy, w jakich pozycjach? To nowe zjawisko. Teraz to kobieta narzeka, że partner chce za rzadko, wykręca się bólem głowy, 30 lat temu jedynie co trzecia Polka chciała uprawiać seks raz w tygodniu lub częściej. Dziś większość tego pragnie! Ogromna przemiana. Młode Polki mają problem z realizacją tych pragnień. 30-, 40-latki przychodzą do gabinetu, skarżąc się na ból w trakcie stosunku.
TS: A wydawało się, że seks staje się bolesny dopiero w późniejszym wieku, po menopauzie.
ZLS: Ten wynik z raportu mnie zaskoczył. Dla 20 procent kobiet we wszystkich grupach wiekowych seks wiąże się z bólem. To naprawdę dużo! Lista możliwych przyczyn jest długa. Są powody fizjologiczne – na przykład endometrioza, nadmierna suchość pochwy, ale i psychologiczne: skurcz mięśni na skutek stresu może sprawić, że stosunek będzie bolesny, a nawet niemożliwy. Im dłużej kobieta znosi ból, tym bardziej te przyczyny się nawarstwiają. Zaczyna się od suchości w pochwie, do tego dochodzi lęk przed bólem, który powoduje nadmierny skurcz mięśni. I faktycznie, z powodu stresu boli jeszcze bardziej. Efekt kuli śnieżnej. Kobiety mają świadomość, że tak nie powinno być, więc często szukają ratunku u swoich ginekologów. A oni, niestety, to lekceważą.
TS: Jak to?
ZLS: „Ja tu nic nie widzę”, mówią pacjentce, która skarży się na ból. A sprawa często jest banalna, do rozwiązania w kilka wizyt. Czasem wystarczą dobrze dobrane leki hormonalne, maść. Boleję nad tym, że wiele kobiet, którym nie udzielono wsparcia, wycofuje się z kontaktów seksualnych. Niektóre nauczą się jakoś znosić ból, zwłaszcza jeśli nie jest bardzo nasilony, bo będą wiedziały, że potem jest mimo wszystko fajnie, przyjemnie. Inne w ogóle rezygnują z seksu.
TS: Co można zrobić?
ZLS: Pierwszy krok to jednak rozmowa z ginekologiem. Jeśli on nie widzi przyczyny, dla której ból pojawia się w trakcie stosunku, dobrze poprosić o pisemną opinię i z nią iść do seksuologa, choćby prywatnie. Opłaca się, bo być może wydatek ograniczy się do kilkuset złotych. A zysk będzie ogromny. Szokuje mnie, gdy pacjentki pytane o to, z czym im się kojarzą słowa „stosunek”, „pochwa”, odpowiadają: „przykrość”, „cierpienie”. Seks bez bólu to coś, o co warto walczyć.
TS: Powiedział Pan, że to 30-, 40-latki przychodzą, uskarżając się na bolesne stosunki. Starszym aktywnym Polkom, które przeżywają w seksie drugą młodość, to nie doskwiera?
ZLS: Oczywiście, że tak. Ale te aktywne, dla których seks jest bardzo ważny, starają się temu zaradzić. Jednak nie wszystkie Polki są „hej, do przodu”. Istnieje przecież grupa takich, które stwierdzają, że są w stanie z seksu zrezygnować. Szczególnie gdy partner, rówieśnik, ma cukrzycę, nadciśnienie, zaburzenia erekcji. Czasami to nie kwestia choroby, tylko otyłości, wieloletniego nadużywania papierosów, alkoholu. Zdarzały mi się pacjentki, z grona tych aktywnych, zorientowanych na przeżywanie orgazmu, które próbowały rozwiązywać ten problem na własną rękę, dosypując do jedzenia męża rozmaite specyfiki na potencję. Nie zalecam tego, skutki mogą być opłakane.
TS: Bo…
ZLS: …bo nie wiemy, w jakie interakcje z lekami, które mężczyzna już przyjmuje, wejdzie nowy środek. Co się wydarzy? Lepiej tego nie sprawdzać. Poza tym pamiętajmy, że wszelkie „błękitne pigułki” i ich pochodne działają tylko na mężczyznę, który chce, ale nie może. Czyli odczuwa podniecenie na widok kobiety, ale technicznie nie jest w stanie osiągnąć wzwodu. Pacjentki płaczą w moim gabinecie: „Panie Doktorze, ja na niego nie działam!”. Prawdę mówiąc, znam niewiele takich przypadków, że kobieta, z którą mężczyzna żyje, na niego nie działa. Może bierze leki, które drastycznie zmniejszają libido? Polacy na potęgę łykają rozmaite tabletki, a przecież one wszystkie mają skutki uboczne. A może partner po prostu ma depresję – skoro nie chce mu się żyć, to i kochać nie za bardzo.
TS: A może jemu się nie chce kochać z tą konkretną kobietą, własną żoną?
ZLS: Ten wariant jednak bym odrzucił. Zapewniam wszystkie czytelniczki, że w każdej z nich jest potencjał, żeby „działać” na partnera. Proszę mi wierzyć: zdrowy mężczyzna zawsze ma w głowie seks. I cierpi, gdy nie może się spełnić i zrealizować jako kochanek. Apeluję do pań: nie martwić się, że „nie działam na niego”, absolutnie nie rezygnować z seksu, ale i nie wierzyć telewizyjnym reklamom specyfików na potencję. Pędzić do lekarza. Szybko zrobić badania poziomu testosteronu, pewnie jest za niski, to choroba cywilizacyjna, mężczyźni mają coraz mniej tego hormonu. A seks jest przecież potrzebny i może być przyjemny. Dobrze, że Polki coraz częściej tak właśnie go postrzegają, coraz chętniej z niego korzystają. A jeśli przez to ubędzie mi pacjentek… Przybędzie za to szczęśliwości w narodzie. Mogę się poświęcić i odejść na zasłużoną emeryturę.
Rozmawiała: Jagna Kaczanowska, „Twój Styl”, marzec 2017, nr 3 (str. 54-56)