Wenus w futrze czy w lateksie?

Fetysz to najbardziej niedopowiedziany afrodyzjak, bo może być nim wszystko. Dosłownie. Nawet rzeczy, o jakich nie śniłaś, przekonuje seksuolog, dr Robert Kowalczyk.

Wszystko może być fetyszem?
ROBERT KOWALCZYK: Tak! I każdy może być fetyszystą. Bo istota fetyszyzmu polega na tym, że osiągamy pełnię satysfakcji seksualnej np. w wyniku kontaktu z jakimś przedmiotem, częścią ciała albo w połączeniu jednego i drugiego.

Jeśli nie ma przedmiotu, to nie ma seksu?
Seks jest, ale nie ma pełnej satysfakcji. To bardzo złożone zjawisko, ale ogólnie rzecz biorąc, są trzy rodzaje fetyszy: części ciała, sztuczne przedłużenia ciała, czyli np. garderoba, oraz faktury. Ale żeby zrozumieć psychopatologiczne konotacje terminu, musimy wrócić do początku seksuologii jako nauki, czyli do XIX wieku, kiedy panował skrajny negatywizm seksualny: wtedy wszystko, co nie wiązało się z wąsko rozumianą normą, klasyfkowano jako dewiację.

Wyłącznie pozycja na misjonarza.
I na nawracanego! Bo zawsze przecież muszą być dwie strony. Więc po pierwsze: seks jest zły, a na pewno nie powinien być źródłem przyjemności, zwłaszcza dla kobiet. A co dopiero fetysz jako umiłowanie elementu pobudzającego! Ukuto podwaliny do takich pojęć, jak dewiacja, zboczenie, perwersja seksualna – dziś już w ję­zyku medycznym tych określeń się nie używa, bo one są za mocno stygmatyzujące. Teraz mówimy o wariantach seksualności, więc jest subtelniej, afrmująco – jeśli np. lubisz uprawiać seks w butach, to nie klasyfkuje cię to jako dewianta.

Po portugalsku „fetysz” oznacza przedmiot obdarzony mocami.
A fetyszyzm to oddawanie czci martwym przedmiotom – pierwotne znaczenie było religijne.
Fetysz i religia to zjawiska często łą­czone: przed wizytą papieża Franciszka w Stanach Zjednoczonych widziałem w Filadelfi w sex shopach gadżety erotyczne w kształcie krzy­ża. Jednoznaczna konotacja. Motyw krzyża jako obiektu erotycznego znajdziemy także w flmie Ulricha Seidla „Raj: wiara”.

Ale jak fetysz się w człowieku kształtuje? Zwłaszcza w mężczyznach, bo kobiety znacznie rzadziej są fetyszystkami.
W rozwoju seksualnym mężczyzn krytyczny jest okres pokwitania – w nim m.in. domyka się tożsamość seksualna. Zakłócenia w tej fazie mogą wywołać późniejszą nietypową preferencyjność – może się okazać, że potrzeba seksualna została zafksowana na jakimś konkretnym obiekcie – rzeczy albo części ciała. Taki but albo jakiś materiał stają się najważniejszym źródłem zaspokojenia i później kontakt z partnerką nieposiadającą określonego atrybutu nie jest już w pełni satysfakcjonujący. Do tego dochodzi proces uczenia się, czyli skojarzenia konkretnych bodźców. Jedni są na nie bardziej podatni, inni mniej – nie wiemy dlaczego. Na przykład chłopak, który wielokrotnie autostymulował się w pralni pełnej zapachu świeżo wypranych ubrań, później bez tego zapachu nie osiągnie maksimum satysfakcji.

A kobiety?
U kobiet jest trochę inna dynamika rozwoju seksualnego, są mniej podatne na intensywne fiksacje dotyczące rzeczy czy określonych części ciała, a bardziej nastawione na relacje. Czasami obserwuje się u kobiet elementy fetyszyzmu oparte na głę­bokiej więzi z partnerem, które kojarzą jej się z tym konkretnym mężczyzną, czyli np. zapach.

O nie, nie mogę już tego słuchać! Przecież kobiety też chcą mieć romanse i dziki seks bez zobowiązań. Nie po każdym stosunku chcą wieloletniego związku.
Wiem, to strasznie seksistowskie i do tego mocno fallocentryczne, ale prawdopodobnie tak jest! U kobiet najczęściej dominuje nastawienie na więź, u mężczyzn jest ono słabsze. Odpowiada za to dla każdej z płci inny układ uwarunkowań biopsychospołecznych.

Zdarzają się Panu pacjentki, które przychodzą z falloflią? Czyli takie, które kochają wyłącznie wielkie penisy?
Ten fetysz jest uwarunkowany kulturowo – bo co to znaczy mały penis? W rozumieniu medycznym mamy mikropenię, czyli cztery centymetry i mniej. I jeśli pytamy o funkcję, czyli prokreację, to nie rozmiar ma znaczenie. Ale dziś dominuje kult wielkiego penisa. W antyku np. duży członek był uważany za barbarzyński, a mały za szlachetny. Fetysze są uwarunkowane kulturowo. Co teraz według pani jest najczęstszym fetyszem?

Waham się między stopami a lateksem.
No właśnie! A w XIX wieku był jedwab i futro.

Wenus w futrze.
To bardzo ciekawe – tę książkę napisał Leopold von Sacher­Masoch – od niego wzięło się określenie „masochizm”. To poniekąd nasz autor, urodził się w Galicji.

Wyczuwam dumę w Pana głosie.
Trochę tak, bo Francuzi mają swojego markiza de Sade, a my w Europie Wschodniej swojego masochistę. Parafrazując Marię Janion, jesteśmy narodem, który aby funkcjonować, potrzebuje cierpienia – najwyraźniej nie tylko w kontekście patriotycznym, ale też seksualnym.

Nie chcę narzekać, ale kiedyś chyba było romantyczniej – miłe, szlachetne materiały, teraz guma i plastik.
Tak? W takim razie proszę spojrzeć na jedwab: przecież jest z kokonu jedwabnika! Albo takie futro zdarte z jakiegoś zwierzęcia. Chodzi o wiązanie konkretnego materiału z miłym doświadczeniem. Poza tym kiedyś zwyczajnie nie było lateksu, więc nie mógł być fetyszem.

Na początku XX wieku najsilniejszym fetyszem były dłonie.
Nie tylko dlatego, że były jedną z niewielu odsłoniętych części ciała, ale także dlatego, że kojarzyły się mężczyznom jako narzędzie do masturbacji.

Teraz mamy stopy. O co z nimi chodzi?
Trudno to jednoznacznie wytłumaczyć. W kulturze Zachodu za atrakcyjne uznaje się małe stopy u kobiet, średnie u mężczyzn. W kulturze Wschodu deformowano je – dla kogoś może to być fetyszem, dla innych antyfetyszem, czyli czymś, co odstręcza. Na przykład tatuaże: w Europie jest ich chyba najwięcej w Wielkiej Brytanii. I są tam odbierane jako dodatkowy atrybut zwiększający atrakcyjność. A w Japonii nie wejdzie pani na plażę z widocznym tatuażem – bo jest znakiem mafi. Trzeba go zakryć.

Antyfetyszem mogą być też różne zachowania.
Przypominam sobie scenę z flmu Małgorzaty Szumowskiej „Sponsoring”, w której mężczyzna podczas seksu oddaje na kobietę mocz. Możemy na nią spojrzeć w kontekście fetyszu, bo dla kogoś mocz może nim być. Ale dla kogoś innego będzie elementem poniżenia, grą przemocową. Problemy zaczynają się wtedy, kiedy fetysz, który ma być elementem pobudzenia, zaczyna zastępować osobę. To, co pcha fetyszystów do gabinetów seksuologicznych, to m.in. cierpienie, bo np. rozpada się ich relacja. Albo przekroczenie jakiejś granicy – moralnej, prawnej.

Wyobrażam sobie, że jest mnóstwo fetyszy, do których pacjenci jednak się nie przyznają. Na przykład taka arachneflia. Fetyszem są pająki.
U Antoniego Kępińskiego, w „Z psychopatologii życia seksualnego”, jest opisany przypadek pacjenta, który owadom wyrywał skrzydełka i wprowadzał je pod napletek.

A mizoflia?
Brud i brudzenie – to bardzo częsty fetysz! Ale odwróć­ my go i spójrzmy, jak wielkim fetyszem jest dziś czystość. Całe lata nie było dostępu do wody, i co?

Bardzo się cieszę, że wtedy nie żyłam.
Ale ludzie dawali jakoś radę! I uprawiali seks. To była ich norma, mycie się rzadziej niż teraz. Dziś trzeba być jałowym jak probówka, wydepilowanym, wypomadowanym. Czystość jest dziś bardzo silnym fetyszem.

A kandaulezizm?
Pokazywanie nago innym mężczyznom swojej partnerki, np. jej zdjęć.

Agalmatoflia.
Warszawska Syrenka, Nike! Są osoby, które podniecają się na widok pomników.

Jaki fetysz szczególnie Pana zaskoczył?
Budynki. Widziałem flm dokumentalny o kobiecie, dla której budynek jest fetyszem.

Chce się w nim kochać?
Chce się kochać z nim. Budynek jest jej kochankiem, podniecają ją faktury ścian – ociera się o nie, całuje, dotyka, pieści.

Jaki to budynek?
To różne budynki, ona je zmienia jak kochanków.

Krąży po jakimś mieście, widzi go i nagle pach!
To on! Rozpromienia się natychmiast.

To tak, jakbym chodziła po Barcelonie, zobaczyła przystojnego bruneta i go poderwała. A u niej to jest budynek?
Sagrada Família to dla niej książę z bajki.

Trochę boję się pytać dalej. Pan ma jakiś fetysz?
Niestety nie. Ale nadal szukam.

"ELLE" nr 01/2018

Szkolenia CTLS

16 września 2023 / 09:00

Diagnoza - dziecko wykorzystywane seksualnie

mgr Beata Pawlak-Jordan
psycholog kliniczny, seksuolog kliniczny i superwizor PTS
Szkolenie stacjonarne jest adresowane do pedagogów, psychologów, psychoterapeutów, lekarzy oraz osób, które zawodowo współpracują z dziećmi i chcą zdobyć wiedzę w tym zakresie. Warunkiem uczestnictwa jest zatem posiadanie dyplomu ukończenia studiów wyższych lub posiadanie certyfikatu psychoterapeuty.
Miejsce: Klimatyzowana sala szkoleniowa w Centrum Terapii Lew-Starowicz, ul. Nowogrodzka 62c lok. 42, Warszawa 02-002